Pora roku: Jesień
Temperatura: -5 do 8 C℃
Nowi mieszkańcy: Salvatore
Stan Betelgezy: Nie wybuchła.

Widzisz przed sobą leśną ścieżkę, wyścieloną ściółką. Przez nią przebijają się fantazyjne kwiaty, o rożnych barwach i towarzyszą Ci w podróży.
Przed sobą masz obszerną polanę nad którą góruje leciwa Sosna. To Twoja decyzja, Ty decydujesz czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej...

NOWINKI

Zimowy Event czas zacząć! :D
Gratulacje Scyciu! Twoje miejsce zostało dodane do oficjalne mapy HOFS.

Stado Herd of Forest Spirits. Przed sobą masz obszerną polanę nad którą góruje leciwa Sosna. To Twoja decyzja, Ty decydujesz czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej... Wstąp do świata fantasy. Blog RPG Play By Comment PBC

Moja historia cześć.3 18+

Obserwując poczynania młodego wilka o sierści białej jak najczystsze z myśli, źrenice w mych ślepiach drastycznie się zmniejszyły a sierść na karku mimowolnie zaczęła się unosić ku górze. Cofając łeb od najbliższego mojemu sercu brata mruknąłem stanowczo by został i opiekował się Sligarem a ja za niedługo wrócę... obiecałem młodemu wyciągając kufę spod powalonych drzew. ~Salek -Zwracając zaskoczony ucho w stronę młodego białego wilka uchyliłem łeb będąc w gotowości by wysłuchać jego wypowiedzi. ~Słucham? -Mruknąłem pod nosem. ~Proszę obiecaj nam, że nic Ci nie będzie... -Skinąłem łbem uśmiechając się ciepło do braci po czym zrzuciłem na lukę sporą ilość gałęzi z liśćmi by zamaskować otwór. Rozglądając się uważnie biegiem ruszyłem w stronę głównej polany na której nadal toczyły się zaciekłe walki.
Wbiegając w szalejący tłum wilków przetrąciłem kilku z nich zwracając na siebie sporą uwagę, marszcząc nos uderzyłem łapą w pysk jednego z samców który zachwiał się ze złamaną szczęką. Angażując mocno swoje ciało wbiłem się w oponenta który stał do mnie bokiem, przewracając się wraz z nim zdążyłem chwycić w pysk jego gardziel i zacisnąć na masywnej krtani moje zębiska. Unosząc cielsko z ziemi czułem jak ciepła posoka spływała wolno po kłach i pysku, patrząc na Keylin otuliłem pysk swym ozorem. Ułamek sekundy nieuwagi wystarczył był poczuł jak przez prawe oko przeszywa mnie rozdzierający ból. Warknąłem głośno zaciskając mocno ślepia, niewidziałem kompletnie nic. Kierując się słuchem zdołałem uniknąć kilku następnych ciosów jednak coś przykuło moją uwagę... z pewnością nie był to wilk, każda próba ataku wyprowadzana była z potworną siłą jak i szybkością co dawało jasno do zrozumienia, że stanąłem oko w oko ze śmiercią. Wybity wcześniej bark przy jednym z uników dał się mocno we znaki powodując moje zachwianie. Lekko otwierając zdrowe oko zdążyłem zobaczyć przed sobą ogromną sylwetkę, ułamek sekundy później na pysku zaczęło rozchodzić się ciepło i ból okropny ból, kolejny potężny cios dosięgł mnie w okolicy żeber co posłało moje osłabione ciało kilka metrów w tył. Zatrzymałem się uderzając grzbietem o drzewo, ryknąłem obnażając mocno kły. -Cholera szlag trfił najmniej dwa żebra. Mruknąłem do siebie starając się nabrać w płuca choć odrobinę powietrza. Wstając wolno z ziemi poczułem jak mięśnie zaczynają się trząść. Stojąc chwiejnie na zielonym podłożu mrużyłem ślepia starając się dostrzec cokolwiek. ~Salvatore syn nocy.... -Ogromne łapsko chwyciło mnie za szyje i z lekkością osobnik który wypowiedział moje imię podniósł mnie i przycisnął grzbietem do drzewa przy którym stałem. ~Khiim Jeesteś i czego... chcesz? -Burknąłem krztusząc się z braku powietrza.. ~Nieistotne kim jestem, a czego chce? To proste Śmierci twojej i całej twojej rodziny. -Zaciskając łapę mocniej na mojej szyi, lekko odwrócił łeb wołając ~Keylin córko świetnie się spisałaś.. -Resztkami sił spojrzałem w stronę nadchodzącej Wadery, łeb miała opuszczony a ogon podkulony ~Ty? Ty zdradziedzka Suk.. -Wilkołak słysząc wypływające z mojego pyska słowa wbił pazury w moje podbrzusze, jednak nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Brak powietrza w płucach sprawiał, że zaczynałem odpływać, błogi spokój ogarnął moje ciało... wtedy zobaczyłem leżącą na ziemi włócznię.. Gdy Wilkor zwrócił łeb w stronę Keylin wykorzystałem moment i resztką sił zmusiłem się do kłapnięcia pyskiem tym samym odgryzając Wilkołakowi część lewej strony wary, stwór odrzucił mnie w amoku trzymając się za pysk, bezwładnie upadając na ziemię odetchnąłem ciężko łapiąc powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Niewiele myśląc ruszyłem w stronę porzuconej broni, gdy tylko Samiec spostrzegł, że nie ma mnie przy drzewie rzucił się w pogoń. Widząc jak szybko stwór nadrabia dystans skoczyłem w stronę włóczni i łapiąc ją w pysk wbiłem ją w ziemię zaraz za sobą. Wilkor nie mając szans na reakcje nadział się na ostrze które wbiło mu się prosto w tors przeszywając serce.. tej scenie towarzyszył okropny wrzask po którym stanąłem, zatrzymałem się i moje wyczerpane i bez wyrazu ślepia powędrowały w stronę Keylin wadery którą jeszcze do niedawna uważałem za sojuszniczkę, bliską przyjaciółkę... Zmarszczyłem nos zwracając mocno poobijane cielsko w stronę wilczycy, gdy skróciłem dystans wystarczająco zarzuciłem pyskiem łapiąc ją za kark i przygniatając do ziemi.. ~Daj mi jeden powód dla którego miałbym Cię oszczędzić. - Mruknąłem jeżąc sierść na całym ciele, pierwszy raz w życiu czułem do kogoś tak ogromną odrazę, zębiska cały czas zaciskały się na karku Wadery. ~Twój ojciec żyje Salvatore i Matka także, ale nie mogę zdradzić więcej szczegółów nie teraz.. -Ciało Wadery zatrzęsło się, ogon uchował się mocno między łapami a do moich uszu dotarło skomlenie, wypuściłem kark Keylin ze szczęk oblizując łapczywie pysk, chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę powalonych drzew mając nadzieję, że młodym nic złego się nie stało. Odsuwając łapą gałęzie położyłem się wciskając lekko łeb do kryjówki wyciągając każdego z braci, jedenego po drugim. Oboje bardzo się ucieszyli z mojego powrotu, Sligar’a jako pierwszego zarzuciłem na grzbiet a Kibe chwyciłem w pysk i ruszyłem utykając w stronę lasu. Kilkugodzinny spacer działał z pewnością na moją niekorzyść, rany stale broczyły krwią, te odniesione podczas walki z Wilkołakiem zaczęły sinieć, co wzbudzało u mnie nie mały niepokój, nie czułem się zbyt dobrze. Obraz przede mną stawał się mętny i nieostry, odkładając rodzeństwo na miękkim mchu najdelikatniej jak mogłem na tamten moment by po chwili paść bezwładnie na ziemię...
Salv... *chichocze* Salvatoree *Mruknięcie* Keylin raptownie pojawiła się i otarła o mnie bokiem, przesuwając ogonem po pysku. ~Dobra robota Córko- *Szepnięcie* ~Zabić Ciebie i całą Twoją rodzine- *echo* Chaos w mojej głowie z powtarzanymi na okrągło słowami.. co się do cholery dzieje? Gdzie ja jestem? ~Kocham Cię Salvatore.. -Wzdrygnąłem się otwierając jedno oko, wpatrując się w dół dostrzegłem u siebie inną budowę ciała, długie i umięśnione łapy, płaski brzuch oczywiście opatrzony. Spoglądając na dłoń począłem zaciskać ją w pięść i prostować, powtórzyłem to kilka krotnie i opierając się skalnej powierzchni podniosłem cielsko z ziemi przesuwając się powoli w stronę wyjścia. Odsuwając łapą zasłonę z jeleniej skóry ujrzałem coś czego bym się w życiu nie spodziewał.
C.D.N

1 komentarz:

  1. (Ileż zwrotów akcji! Muszę przyznać, że historia Salvatore'a co raz bardziej mnie wciąga i aż cieszę się, że przeczytałam tą część wyjątkowo późno... Bo ciężko będzie wytrzymać z pytaniami do kolejnej części.)

    OdpowiedzUsuń

©Technologia blogger. Credits
Współpraca