Pora roku: Lato
Temperatura: 27 C℃
Nowi mieszkańcy: Salvatore
Stan Betelgezy: Nie wybuchła.

Widzisz przed sobą leśną ścieżkę, wyścieloną ściółką. Przez nią przebijają się fantazyjne kwiaty, o rożnych barwach i towarzyszą Ci w podróży.
Przed sobą masz obszerną polanę nad którą góruje leciwa Sosna. To Twoja decyzja, Ty decydujesz czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej...

NOWINKI

Gratulacje Scyciu! Twoje miejsce zostało dodane do oficjalne mapy HOFS.

Stado Herd of Forest Spirits. Przed sobą masz obszerną polanę nad którą góruje leciwa Sosna. To Twoja decyzja, Ty decydujesz czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej... Wstąp do świata fantasy. Blog RPG Play By Comment PBC

I'm being a superhero.



Imię: Scytthe
Skąd u Scyci wzięło się to dość niecodzienne (no i jak to określiła jakaś randomowa osoba kiedyś na flash-chacie „dziwne”) imię? Wbrew pozorom nie jest to wcale długa historia. Owe imię wymyśliła Recia z Wolves Of Golden Sky i tak już zostało. Bez zbędnych rewelacji Scycia została Scycią i tak rozpoczęła się jej historia w Stadzie Leśnych Duchów.

Zdrobnienia: Wszystkie dozwolone. Scy, Kosa, Scycia, Scytson, Szczyt, Summit, Szczynka itd. Co komu wpadnie do łba jest mile widziane, jednakże ruda preferuje po prostu „Scycia”. Tak nazywają ją przyjaciele.

Urodziny: Kto to wie? Chyba nikt. Po Polance krążą plotki że Scy urodziła się 4 listopada. Inni mówią jednak że ruda wadera pojawiła się na świecie 28 lipca. Nikt do końca nie wie która data jest prawdziwa.
Wygląd: Scycia wyróżnia się z tłumu przez dość niespotykany kolor futra. Miedziana sierść skutecznie de kamufluje waderę na śnieżnobiałym śniegu, sprawiając że nigdy nie był z niej tak dobry szpieg jak z jej Siwej przyjaciółki, Candy. Wilczyca posiada bajecznie błękitne ślepia, smukłe i długie łapy, gęstą i ciepłą sierść, ostro zakończone duże uszyska i co najważniejsze, niesamowicie puchaty ogon. 

                                                                                                      [by Puszkin]             

Charakter: No i tu zaczynają się schody. Scycia nie wyróżnia się niczy m szczególnym, oczywiście nie biorąc pod uwagę tego, że praktycznie wychowała się w HoFS i na pewno nie można jej określić jako osobnika „normalnego”. Na co dzień ruda jest bardzo miła, nie miewa żadnych specjalnych „humorków”, wszystkich zazwyczaj kocha i jest niezwykle lojalna wobec swoich przyjaciół. Zawsze będzie ich bronić chociażby miała zginąć. Chętna do wszystkich wędrówek i przygód, nie trzeba nigdy jej dwa razy pytać czy gdzieś idzie. Udaje ponadprzeciętnie odważną i zazwyczaj nie kończy na tym zbyt dobrze (na przykład zjada miód, który nie jest przeznaczony do jej żołądka), ale nigdy nie traci pogody ducha. Kocha swoich najlepszych przyjaciół ze stada, czyli Neko i Candy. Posiada specyficzne poczucie humoru i bardzo łatwo można ją do czegoś zniechęcić czy też zranić. Z natury jest też jednym wielkim leniem, zupełnie tak jak jej autorka.




Historia: Scytson trafiła do stada jako jedna z pierwszych i została już do samego końca. Jako pierwsza spotkała pierwszą Alphę Pirit, jako pierwsza dotknęła kory Stefana i zakochała się w tym miejscu na amen. W końcu kto by się nie zakochał… Krótko po jej dołączeniu do mieszkańców Stefanowej Polanki poznała Neko, a następnie Candy i właśnie tak zaczęła się ich wspólna wyprawa pełna pułapek truflowych i spotkań pod Stefanem. Przypadkowe trafienie do tego miejsca zaowocowało przyjaźnią na całe życie, z której Scycia jest niezwykle dumna i nigdy z własnej woli nie zrezygnuje.
Podczas rządów Pirit, ruda zajmowała się negocjowaniem, była głownym medykiem jak i zasiadła w zaSzczytej leśnej radzie. W odnowionym HoFS czegoś takiego jak podział ról już nie ma, więc Scy nie zajmuje żadnego konkretnego stanowiska. Po prostu jest.



Ciekawostki

***Jako jedna z nielicznych nigdy nie doświadczyła choroby potruflowej***
***Urodziła się w stadzie Wilków Złotego Nieba***
***Jej przyszywaną matką i serdeczną przyjaciółką jest Attacama***
***Na szyi Scytthe zawsze wisi srebrny naszyjnik w kształcie półksiężyca***
***Scycia uparcie uważa że jest Grejsem, chociaż nikt w sumie nie wie co to znaczy***
***Jest autorką Polanki Lodowcowej***



[by Puszkin]







KP jest w trakcie budowy.
Kontakt gg: 42413903
 
 


 
 
  
 
 


 



20 komentarzy:

  1. Siwa klacz od samego rana przechadzała się niespokojnie po terenach HOFS. Oczywiście było to już po zniknięciu trufli i nic nie zdawało się powstrzymywać Candy od czucia się fantastycznie, ale jednak nie mogła jakoś zupełnie uwierzyć w to, że naprawdę-naprawdę wszystko było w porządku. Dlatego ignorowała budzące się do życia rośliny, wyłączyła się na dźwięk ptasiego śpiewu i przeczesywała las w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłoby budzić podejrzenia.
    Oczywiście, po jakimś czasie tego swojego patrolu dostrzegła w oddali rudą waderę. Na pysku klaczy pojawił się blady uśmiech i zmuszając kończyny do teoretycznie szybkiego kłusa ruszyła w stronę przyjaciółki. Ale, że szukanie pecha wcześniej lub później go przyniesie to w momencie kiedy Herrin Puszkin zakrzyknęła właśnie radosne "Hej!" nie dostrzegła też sporej gałęzi ostrokłuja pospolitego, która przy zderzeniu z ciałem klaczy bez większego problemu przebiła jej skórę i wbiła głęboko w jej szyję. Candy zatrzymała się gwałtownie a jej pysk przeszył dreszcz bólu, który prawdopodobnie dostrzegła i Scycia. No to się pięknie wpakowała... Zagryzła mocniej wargi i spróbowała szarpnąć się z miejsca, ale kolczasta gałąź ani drgnęła.
    -Scy... Tylko nie panikuj, ale obawiam się, że mamy problem.- Mruknęła siwa, kiedy jej przyjaciółka znalazła się już bliżej i bardzo świadomie odwróciła się tak, by zasłonić przed Scycią zranione miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie zastanawiasz się, drogi czytelniku co może robić kamień w nocy. Prawda jest taka, że wiele z nich (niespodzianka) śpi. Tak też robił i Fru, a cień jego Fru mu wtórował. Śnił on o tym, że mieszka w beczce, a obok niego jego wierny druch Diogenes sobie mieszka. Śmiali się właśnie i opowiadali sobie jakby to fajnie by było gdyby tylko ktoś stanął nad nimi i rzucił trochę cienia, coby to słonko tak nie raziło. Niestety, nie dane było zaspokoić tej śnionej rządzy biednemu skalniaczkowi. Został on zdradzony przez swego sennego przyjaciela, beczka jego została pchnięta. Zaczął on się tak szybko toczyć, że obudził się oszołomiony. Choć nie śnił już on o jednym ze swoich ulubionych filozofów to nadal świat jednak się kręcił. Oprzytomniał po chwili, a ziemia w tym czasie się zatrzymała. Otworzył oczy, ale zobaczył tylko grunt przed swoimi oczami. Na usłyszane pierwsze pytanie nie zdążył odpowiedzieć, to na drugie próbował, jednak dało się usłyszeć jedynie *umpfffmpff* co raczej nie sugerowało, że przybysz zareaguje na jego słowa... Wtedy to wadera przesunęła kamień, a Fru w końcu mógł obejrzeć przybysza. Ruda już zaczynała się od niego oddalać gdy przemówił do niej.
    - Ja tu jestem, ja oraz mój cień, który śpi jeszcze i został w miejscu, w którym już mnie nie ma... a w nim zasnąłem. Jak ja się tu właściwie znalazłem? I przepraszam najmocniej, ale którą to mamy teraz godzinę? Jejku może uda mi się wrócić do krainy snów i teraz nie tylko żartować z Diogenesem, ale jeszcze Heraklitem... Ahh to byłby piękny sen... - Dodał jeszcze Fru, ziewając przy tym dość oscentacyjnie, mając dość niewyraźny i zaspany wyraz twarzy. - No a czekaj, czekaj... Kim Ty jesteś tak właściwie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Fru nie widział najlepiej w ciemnościach, ale wystarczająco dobrze by dostrzec "tańczącą" przed nim sylwetkę. Trochę go to zaintrygowało, nie wiedział, że samice wilka zdolne są do tak intrygujących ruchów. Nie był pewien czy w czasie gdy spał zaczęły one zamiast wyć do księżyca to odprawiać takie rytuały, ale był zafascynowany. W swym umyśle kreślił już notatki i spostrzeżenia. Bardzo intrygowały go trzęsące się łapki i ciekaw był czy długo trzeba ćwiczyć by osiągnąć taką wprawnośc ruchów. Przez chwilę nawet zastanowił się czy sam byłby w stanie osiągnąć taką wprawę czy może jest to jednak coś co tylko moc księżyca może ofiarować.
    - Jjjaaaa... - próbował odpowiedzieć Fru, naśladując łagodniejszą wersję jęku Scyci. - Jestem Fru, a to mój chrapiący cień Fru. Jesteśmy FruFru.
    - Tak, jestem TYM kamieniem. Cieszę się, że moja reputacja mnie wyprzedza i miałaś okazję już o mnie usłyszeć. Szkoda tylko, że w tych opwieściach zapomniano wspomnieć o tym jak się nazywamy. Z ciekawości pozwolę sobie zapytać, która jest Twoją ulubioną?
    - Posiadam pełną świadomość, all-inclusive, że tak powiem. Fru także, ale jest skromny i rzadko się z tym odnosi by nie zawstydzać innych cieni. Co w tym dziwnego? - Zapytał zaskoczony Fru jakby to była oczywista oczwystość, że każdy kamień tak ma... albo przynajmniej, że on tak ma. - Skąd przybyłem? Oh.. moja droga... - Fru wziął głęboki oddech i z wielkim uśmiechem zaczął opowiadać - Jest wiele teorii na temat tego skąd się wzięliśmy. Jedni powiadają, że jesteśmy zrodzeni z ognia, inni, że z wody, niektórzy, że z powietrza, a są nawet tacy, co uważają, że z ziemi! Był też taki jeden - Demokryt - który uważał, że świat jest zbudowany z małych cząsteczek, niepodzielnych na mniejsze cząsteczki czyli atomy. No i te atomy nas kształtują, ale ja w to nie wierzę no bo przecież jakbyśmy wtedy byli w stanie oddzielić się od siebie będąc z niepodzielnych cząstek?! - Zakończył swój wywód, oburzony bzdurną dla niego tezą.
    Fru spojrzał krzywo na na waderę.
    - Sugerujesz, że jak nie jestem wilkiem to nie mogę się porozumiewać?! Cóż za absurdalna sugestia, oczywiście, że jestem wystarczająco inteligentny by umieć mówić i nawet sklejać logiczne zdania! Bo co, bo jestem kamieniem?! Pff! - Parsknął z oburzeniem - To tak jakbym sugerował, że nie możesz się turlikać bo nie jesteś okrągła...
    Biedny Fru tak się oburzył rozdmuchanymi przez siebie słowami Scyci, że nie zauważył jak ona w swej fascynacji zbliża swój pazurek do jego ciała. Gdy już go dotknęła podskoczył w miejscu i dziko się zaśmiał.
    - Haha... Oj przestań... mam tam łaskotki... - Cofnął się kawałek, odkrząknął - No... Nieważne... I w takim razie jak Ciebie zwą?
    Fru zrobił jeszcze trochę dziwną minkę, zaczął się krzywić i próbować jakby wydłużyć jego fragment przytwierdzony do miejsca gdzie zaczynał się jego cień, zapukał tą częścią siebie w ziemie, jakby trochę szturchnął i powiedział:
    - No wstawaj śpiochu, też mógłbyś się przywitać

    OdpowiedzUsuń
  4. Marfrycy wcale nie był zachwycony tym, że musiał się znaleźć z powrotem na terenach Stada Leśnych Dusz. Jego historia związana z tym miejscem była na tyle skomplikowana i burzliwa, że przepuszczenia Scyci mogły okazać się prawdziwe i mógł on całkiem nieświadomie ściągać burzową chmurę nad swoją głowę. Nie żeby mu to przeszkadzało… Wprost odwrotnie – rozkopał ziemię przy jednym z większych głazów, które znajdowały się na polance i zdawał się całkiem zadowolony siedząc tam i moknąc.
    Kiedy usłyszał głos wadery poruszył się gwałtownie. Strzygnął uchem a następnie podniósł się, aby ruszyć w jej kierunku. Z początku szedł w stronę sosny niespiesznym krokiem, jednak kiedy dostrzegł znajomo wyglądające, rude futro a chwilę później głęboko niebieskie ślepia Scyci przyspieszył i w kilku susach był tuż obok niej.
    -Tutaj.- Odmeldował się z lekkim uśmiechem na pysku. Nagle cały niepokój wywołany spotkaniem zniknął i pozostała jedynie radość, że może spotkać starych przyjaciół. Zaczerpnął głęboko powietrza w nozdrza delektując się niesionym przez deszcz zapachem igliwia.
    | Marfrycy |

    OdpowiedzUsuń
  5. Lisica coraz bardziej przywzwyczajała się do nowego terenu i stada, którego notabene nie zdążyła poznać. Mimo to nie czuła się już tak samotna. Większośc swojego czasu spędzała na polanie lub nad jeziorem. Kochała te miejsca, przyciągały ją spokojem i ciszą, ale brakowało jej czasami jakiegoś rozmówcy. Czasami zdażało jej się otwierać pysk do kwiatów, a nawet zaprzyjaźniła się z małą wiewiórką, która mieszkała na sosnowym drzewie na skraju polany. Silver właśnie leżała pod nim czekając, aż jej ruda koleżanka wyjdzie z dziupli, gdy usłyszała szmer i nagle ktoś skoczył w jej stronę. Poderwała się do góry jak przestraszomny kot w kreskówkach i pisnęła. Usiadła ciężko na zadku i spojrzała na wilczcyę przekrzywiając łęb w lewo. Ucho opadło jej śmiesznie na bok.
    - Kim nie jestem? Ktoś Ty? - zapytała zdziwiona zachowaniem wilczycy. - Silver.. I jestem tutaj od niedawna, a nie sądziłam, że ktoś postanowi na mnie zapolować. - Powiedziała marszcząc brwi. Również cała sytuacja wydawała się dla lisicy conajmniej dziwna.

    | Silver
    Miło mi c:

    OdpowiedzUsuń
  6. "Nie pamiętam." było pierwszą rzeczą, jaka przyszła klaczy do głowy jako odpowiedź na zadane przez Rudą pytanie. Choć to akurat mogła być kwestia tego, że ostrokłuj pospolity posiadał pewną niecodzienną właściwość - jego soki sprawiały, że każdy kto się nim ukłuł miał dziwne wrażenie, że ukłucie miało miejsce dokładnie rok i 9 miesięcy temu... A w przypadku Puszkina to okres zbyt długi by mogła sięgnąć pamięcią. Wytężając jednak swą mózgownicę i robiąc pięknego derpa powiedziała jedynie:
    - Chyba nie patrzyłam gdzie idę.
    Posłusznie czekała, aż Scycia dokona oględzin i wyda swą diagnozę. Użyte przez siwą słowo na "a" niewiele jej powiedziało, jednak z tonu rudej wywnioskowała, że nie jest najgorzej. W pełni skoncentrowała się na tym, żeby wbrew wszystkim odruchom ciała nie poruszyć się gwałtownie i nie uszkodzić się jakoś bardziej i posłusznie poczekała, aż wadera powróci z kwiatkiem.
    Od czasu do czasu zezowała jedynie na krzak ostrokłuja, który wydawał się wielce zadowolony z wyrządzonej przez siebie szkody.
    -No i na co się tak gapisz? Protisty nie widziałeś?- Żachnęła się w jego stronę mrużąc złośliwie oczy.

    | Candy |

    OdpowiedzUsuń
  7. Siedziała spoglądając na wilczycę. Tak sądziła, że to był tylko przypadek, lecz nie zmieniało to faktu, że faktycznie się przestraszyła. Uśmiechnęła się jednak do wadery i zamerdała ogonem. - Nic się nie stało, zwykła pomyłka.. - Wzruszyła ramionami. - Ojej, to strasznie długo! Zazdroszczę Ci. - powiedziała entuzjastycznie zadowolona z nowej znajomości.
    - Ja nie wiem.. Obudziłam się kiedyś i zaczęłam wędrować mają straszną dziurę w pamięci. - Powiedziała, a jej ogon przestał się ruszać. - Hej, może znasz jakiegoś medyka? Przydałaby mi się pomoc na zanik tej pamięci. Chciałabym wiedzieć skąd jestem.. - przerwała na moment, a jej humor znów się poprawił. - I czy mam jakąś rodzinę.

    Silver

    OdpowiedzUsuń
  8. (Nie mogę się napatrzeć na te wszystkie piękne Scycie w Twoim KP...)

    OdpowiedzUsuń
  9. (Ja też... Wszystkie są tu dzięki Tobie ❤)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tej nocy polanka, wyglądała wręcz idyllicznie. Skąpana w blasku księżyca i lekkiej mgle wydawała się unosić w nicości, magicznie unoszona przez korzenie Pradawnej Sosny. Jedyną rzeczą, która przerywała błogą ciszę były pojedyncze pohukiwania sów oraz chrapanie pozostałych mieszkańców krainy zwanej HOFS.

    Głośne parsknięcie, które nagle przerwało tą ciszę mogło równie dobrze być uderzeniem pioruna. Nim Candy otworzyła oczy stała już na baczność, oddychając głęboko i zdała sobie sprawę, że to jej własny, niespokojny oddech musiał ją obudzić. Chociaż, nie… To nie oddech ją obudził.

    Obrazy senne powróciły jak żywe i Candy zrobiłaby wszystko by o nich zapomnieć. Ten ból, smutek, poczucie bezradności… Siwa klacz nie poznała tych uczuć tak dogłębnie nawet podczas swego starcia z Bogiem Kowadeł. Ten sen, nie był zwykłym koszmarem i tego była absolutnie pewna. W jej podświadomości równie jasno co wspomnienie cierpiących zwierząt widniał jasny cel. Na swój dziwny, magiczny sposób Stefan już nie raz zdawał się komunikować z obrońcami swej polanki, jednak ta wiadomość była dla klaczy czymś kompletnie nowym.

    Wiedziała, że musi działać. Nie mogła zwlekać ani sekundy. Ruszyła galopem w stronę jaskini w której nocowała jej przyjaciółka.

    - Scy! Scyciu! - Zarżała wpadając na kamienną posadzkę wilczej kwatery. Tak samo, jak w jakiś niewyjaśniony sposób wiedziała, że sen nie był jedynie koszmarem tak samo była absolutnie pewna, że ruda wadera doświadczyła przed chwilą tej samej wizji.

    - Musimy im pomóc… - Wydusiła z trudem siwa i posłała waderze długie, smutne spojrzenie. Takiego poczucia bezradności i złości na świat nie czuła od czasu inwazji tych diabelskich Trufli.

    OdpowiedzUsuń
  11. "I czemu nikt inny się tu nie zjawił?" dopiero kiedy usłyszała te słowa wypowiedziane na głos siwa zrozumiała co najbardziej niepokoiło ją w tej całej sytuacji. Nie był to sam smutek, złość czy jakiekolwiek inne uczucie, które obudził w niej sen zesłany przez Stefana, ale ta niepodważalna pewność, że śnił się on tylko jej i Scyci.

    - Nie wiem… - Odparła smutno, choć w głowie pojawiła się jej myśl, że to ona i ruda wadera były ze Stefanem od samego początku, one pamiętały plagę truflową, beztroskie początki pod wodzą Pirit, one nie opuściły terenów stada ani na chwilę, nawet kiedy sprawy wyglądały tragicznie. Jakby nie patrzeć, więź która łączyła je dwie z Pradawną Sosną była najsilniejsza.

    Candy nie była istotą, którą łatwo było wystraszyć albo w jakikolwiek sposób naruszyć jej pogodny nastrój.

    - Gdyby tylko mógł, gdyby tylko wiedział… Jestem pewna, że Stefan pokazał nam ten sen najszybciej jak tylko mógł. Coś się musiało wydarzyć co pozwoliło mu znaleźć te biedne zwierzęta… - Wyrzuciła z siebie ciągiem siwa i zawiesiła wzrok na skąpanej we mgle polance, widocznej przez wejście do jaskini. Mgła zrobiła się na tyle gęsta, że polanka wydawała się unosić na obłoku.

    -Wiem jedno… To chyba pora odwiedzić Dziamdziaka.
    // Candy

    OdpowiedzUsuń
  12. Candy nie trzeba było specjalnie motywować do działania. Ochoczo ruszyła za swoją przyjaciółką żwawym krokiem przemierzając senną polankę. Dłuższą chwilę milczała, kompletnie zagubiona w przygnębiających myślach. Zadanie, które powierzył im Stefan zdawało się być najtrudniejszym jakie kiedykolwiek podjęły... Candy nie należała do istot, które łatwo było wystraszyć - jej mały móżdżek zdawał się nie posiadać żadnej innej funkcji poza bezpodstawnym optymizmem. Jednak tym razem nie chodziło o nią, ani nawet o HOFS... Słowa Scyci przywołały ją do rzeczywistości.

    - Spokojnie, jak zabraknie miejsca to upchniemy je wszystkie na Twojej prerii.- Uśmiechnęła się zadziornie do swej przyjaciółki, nawiązując do wcale nie lepszego stanu Scyciowego móżdżku. Po tym uśmiechu było już łatwiej.

    - Nie mam pojęcia co się stanie, ale jesteśmy w tym razem. To wystarczy, żebyśmy dały radę.- W słowach siwej nie było cienia wątpliwości. -Hej, może uda Dziamdziakowi uda się zbydować dla nich schody z tej mgły i chmurek? Albo wyrosną ze Stefanowych szyszek?

    Zgadywanie różnych dziwnych scenariuszy pomogło jej utrzymać dobry nastrój, podczas kiedy nasze bohaterki rozpoczęły podróż w głąb lasu.

    - Jesteś pewna, że wiesz gdzie znaleźć tego Dziwniaka? Z naszej dwójki to tylko Ty go spotkałaś... - Zmieniła po chwili temat Puszka, która nie mogła powstrzymać wrażenia, że już długo kręciły się po lesie a czas naglił.
    // Candy

    OdpowiedzUsuń
  13. Czegokolwiek spodziewała się Siwa… To nie było to. Kiedy mały człowieczek wyłonił się z mgły jadąc na chmurce do złudzenia przypominającej baranka, Candy musiała mocno powstrzymywać się od śmiechu.

    To był ten mistyczny, senny stwór który przetransportował Scycię do innej rzeczywistości i sprowadził do Armię na tereny HOFS? No chyba nie… Candy łypała na Dziamdziaka z uniesioną jedną brwią, ewidentnie wątpiąc by tęczowa postać mogła im pomóc. Cóż to była za ironia, biorąc pod uwagę, że Candy sama nie wzbudzała zbyt dużego autorytetu swoją posturą kucyka pony.

    Kiedy dziwaczne stworzonko naskoczyło na hofsowiczki, oskarżając je o nieuctwo klacz szybko pożałowała swojego zuchwalstwa. Skuliwszy uszy zerknęła nieśmiało na Dziamdziaka.

    - W mojej głowie jest tylko cyjanek a u niej Preria.- Przyznała głosem dziecka, przyłapanego na wykradaniu słodyczy z szafki. -Ale portal brzmi jak wyśmienity plan!

    Na pysku Candy pojawił się nieśmiały uśmiech. Może… Może jakoś uda im się wykonać to zadanie! Przy pomocy magicznego Dziamdziaka i wsparciu Stefana. Jak cokolwiek mogłoby pójść nie tak.

    - Zdecydowanie musimy mieć otwarty tunel czasoprzestrzenny, ale żeby to zrobić potrzebujemy miejsca emanującego olbrzymią ilością energii, najlepiej kinetycznej lub magicznej. Inaczej otwierając portal i przepuszczając przez niego tak dużą ilość istot, możemy niechcący stworzyć czarną dziurę i… zniszczyć HOFS, Stefana i wszystko co kochamy. Problem jest taki, że w okolicy HOFS nie ma żadnego dużego wodospadu. Może gdybyśmy udali się na pustynię… Tam znajduje się dużo starożytnych świątyń. Ale to strasznie daleko… Te zwierzęta będą wykończone i podróż przez pustynie to może być dla nich za dużo.- Candy zaczęła wrzucać z siebie słowa w zaskakującym tempie. Spoglądała co chwilę na Dziamdziaka, który z zadowoleniem kiwał głową, ewidentnie zgadzając się ze wszystkimi zgłaszanymi przez klacz uwagami.

    - Scy? - Zagadnęła po chwili klacz, przenosząc wzrok na swoją rudą przyjaciółkę.
    // Can The Can

    OdpowiedzUsuń
  14. - Scyciu, jesteś genialna! - Siwa klacz nie umiała ukryć swojej ekscytacji, słysząc słowa swej przyjaciółki. Jak mogła sama nie wpaść na to, by użyć Podziemii, którymi obdarował ich niedawno Stefan. To miejsce biło niesamowitą magiczną energią, w końcu stanowiło podporę dla samej Prastarej Sosny. Jeśli jakiekolwiek miejsce na terenach HOFS miało pozwolić na otworzenie portalu między światami to był system korzeniowy Stefana był ich najlepszą nadzieją.

    Może faktycznie była szansa na to, by zapewnić bezpieczeństwo tym wszystkim potrzebującym zwierzętom...

    - Właśnie Dziamdziaku, przesuń się trochę!- Mruknęła klacz, szturchając dziwaczne, tęczowe stworzonko z drugiej strony. Dziamdziak uśmiechnął się do niej po czym odchrząknął, stanął na swojej chmurce i wykonał kilka skomplikowanie wyglądających gestów swymi małymi rączkami. Otaczająca ich mgła, niczym przesunięta niewidzialną siłą zaczęła zbierać się w jednym miejscu, tuż przed hofsowiczami, kłębiąc się i gotując. Gęsta para zaczęła migotać niebiesko-fioletowym światłem, aż w końcu przybrała postać małej łódki.

    - Ha, mam własny transport. - Siwa klacz niewiele myśląc wskoczyła do tej chmurkowej łajby i puściła oczko w stronę Scyci. W międzyczasie Dziamdziak wyczarował również długą linę skręconą z kilku cirrusów, którą rzucił w stronę Candy. Siwa złapała ją w zęby i zanim się zorientowała co się właściwie działo, Dziamdziak wystrzelił do przodu na swojej chmurce, holując za sobą Puszkina na jej małej łódce.

    Cóż to było za przeżycie... Mknęli po mgle, niczym po spokojnym morzu, delikatnie huśtając się na boki. Oświetleni blaskiem gwiazd i księżyca polana z tej perspektywy wyglądała zupełnie bajkowo. Candy zrobiło się właściwie przykro, że zbliżali się do Stefanowej Polanki aż tak szybko, bo chętnie popływałaby tą magiczną łódką jeszcze dłużej. Ale niestety czekało na nich bardzo ważne zadanie, którego nie mogli odwlekać ani chwili.

    // Candy

    OdpowiedzUsuń
  15. Candy wybiła się z ziemi i z pełną odwagą skoczyła w otwarte wejście do Podziemi. W przeciwieństwie do swej rudej przyjaciółki nie spędziła tutaj wiele czasu. Coś w tych korytarzach wywoływało nieprzyjemne łaskotanie w żołądku klaczy, jak gdyby poruszając jakieś wspomnienie, którego siwa wcale nie chciała pamiętać. Nawet delikatny blask grzybni Lumino i zaczarowanego sosnowego pyłku, który rozjaśniał tą zaczarowaną przestrzeń nie pomagał Candy przełknąć tego dziwnego strachu. Może konie i chmurki po prostu nie były przystosowane do życia poniżej poziomu trawy. Dlatego właśnie Can chciała mieć tą część ich przygody jak najszybciej za sobą.

    - Musimy znaleźć miejsce z którego bije cała ta energie. Centrum systemu korzeniowego - jeśli się nie mylę tam będzie najbezpieczniej stworzyć portal. - Wyjaśniła siwa klacz i spojrzała w stronę Dziamdziaka, który przytaknął na jej słowa. Siwa przełknęła głośno ślinę i nieco skuliła uszy. - To oznacza, że musimy znaleźć drogę w dół...

    Chwilę później cała trójka dreptała w zgodnym szyku przez magiczną, poziemną dżunglę. Nad nimi znajdował się solidny dach z mocno ubitej ziemi, podtrzymywany przez siatkę drobniejszych, młodszych korzeni ich ukochanej Sosny. Od wyjścia na powierzchnię ciągnął się natomiast wyjątkowo gruby korzeń, który w tym wątłym świetle mógł być łatwo pomylony z wybrukowaną ścieżką. Orszak hofsowiczów posuwał się ostrożnie wzdłuż tej niecodziennej ścieżki, poruszając się powoli w dół tej olbrzymiej przestrzeni.

    Podobnie jak z górami lodowymi, mało kto zdaje sobie sprawę z tego jak olbrzymie potrafią być systemy korzeniowe starych drzew... Podziemia ciągnęły się jak wydawało się kilometrami i jak przekonała się Candy zerkając w pewnym momencie w bok - równie głęboko. W tym samym momencie klaczy zakręciło się w głowie i kompletnie straciła grunt pod nogami.

    //Candy

    OdpowiedzUsuń
  16. Candy pisnęła niczym mała myszka, staczając się w przepaść. Jej całe hofsowe życie przeleciało jej przed oczami w ułamku sekundy i w głowie pojawiła się tylko jedna, przerażająca myśl - "Jak sobie poradzi Marfrycy?". Jednak magiczny przyjaciel hofsowiczek czuwał nad nimi i Candy odbiła się od puchatego, chmurkowego dywanu.

    - Dzięki, Dziamdziaku! Rośnie mi ogromny dług wdzięczności u Ciebie!- Wysapała siwa, podnosząc się na swoje cztery patykowate nogi. Ostrożnie wskoczyła na ścieżkę i postanowiła dreptać bardzo blisko magicznego stworka, na wypadek gdyby kopytka ponownie odmówił jej posłuszeństwa.

    Ich dziwna drużyna szła już dłuższą chwilę, kiedy Candy zaobserwowała dwie zmiany w ich otoczeniu. Pierwszą było to, że wilgoć zmieniła się w przyjemne ciepło, któremu towarzyszył żyzny zapach ziemi i młodych roślin. Drugą natomiast było to, że tworzone przez Dziamdziaka chmurki zaczęły od czasu do czasu pobłyskiwać złośliwie i przepychać się między sobą.

    - Hej, nie wiedziałam, że potrafisz stworzyć też burzowe chmurki! Takie są pewnie jeszcze szybsze!- Zaśmiała się Can, tykając dziwnego stworka nosem. Dziamdziak natomiast podrapał się swoją tęczową łapką po głowie i zaczął uważnie obserwować swoje twory.

    - Nie... Moje chmurki nie są burzowe.- Przyznał zmartwiony, po czym odchrząknął doganiając rudą waderę. - Wiesz co Scyciu, musimy chyba trochę przyspieszyć. Jesteśmy tu już bardzo długo i nadal nie widać centrum systemu korzeniowego...- Zaśmiał się nerwowo Dziamdziak popędzając wesołą ferajnę.

    Can wymieniła ze Scycią podejrzliwe spojrzenie i dogoniła przyjaciół ostrożnym kłusem.

    //Can

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak cudownie było znów stąpać po twardej ziemi. Siwa parsknęła radośnie kiedy tylko jej kopytka stanęły na twardej powierzchni. Podobnie jak Scycia zerknęła w górę i z podziwem obserwowała chwilę cudowny widok, który rozpościerał się nad ich głowami. Nie było im jednak dane nacieszyć się tą chwilą...

    Siwa klacz zerknęła z niepokojem na Dziamdziaka, który w tym momencie przestał już kompletnie odpowiadać i wpatrywał się jedynie z przerażeniem w odległą część tej podziemnej polanki. Niestety, nie ważne jak bardzo siwa wytrzeszczała swoje ślepia nie widziała jednak zupełnie nic, co mogłoby tak mocno wstrząsnąć ich przyjacielem.

    W tym samym czasie zaczęło się dziać kilka rzeczy na raz. Po pierwsze chmurki otaczające Dziamdziaka zaczęły pomrukiwać złośliwie i iskrzyć się jeszcze większą ilością wyładowań atmosferycznych. Po drugie pojawił się nagły, intensywny powiew powietrza, jak gdyby coś olbrzymiego zaśmiało się właśnie złowrogim, chłodnym śmiechem a nad wszystkimi hofsowiczami pojawiła się gęsta, praktycznie lepka mgła. Choć na do złudzenia przypominała tą, która opatulała wcześniej polankę tutaj wydawała się ona dużo bardziej złowroga.

    I wtedy Candy z przerażeniem zauważyła, że mgła się porusza... W tym odległym miejscu, które tak bacznie obserwował Dziamdziak mgła zaczęła rozpraszać się na boki jak gdyby zostawiając miejsca dla potężnego, niewidzialnego potwora.

    - Dziamdziaku? - Wyszeptała siwa, teraz już kompletnie przerażona.

    Ich przyjaciel w końcu wybudził się z transu i obrócił ku nim.

    - No, niestety z tym nie będziecie mi w stanie pomóc. Musimy nieco zmienić nasze plany.

    //Candy

    OdpowiedzUsuń
  18. Candy, jak na chmurkę bzdurkę przystało kompletnie zbaraniała. Obserwowała poczynania Dziamdziaka i nie mogła uwierzyć w to co widziała... Albo raczej czego nie widziała. Poruszająca się zupełnie sama mgła i wkurzone chmurki, jednak z łatwością przekonały klacz, że jej przyjaciel nie zwariował, tylko naprawdę dopadła ich tutaj jakaś niewidzialna bestia. Kolejny powód, żeby unikać Podziemi...

    - To wymyśl nowe zaklęcia!- Razem ze Scycią wycofała się pod ścianę, czując jak jej patykowate nogi zaczynają się lekko trząść ze strachu i fakt, że nie mogła się już wycofać ani trochę dalej przyczynił się do sporej frustracji w głosie klaczy.

    - Nie chcę tak umrzeć, już chyba wolałam trufle. - Mruknęła markotnie Candy, główkując jak potencjalnie można otworzyć portal.

    Ciężko określić, czy to za sprawą któregoś z zaklęć wypowiedzianych prze rudą waderę, czy za sprawą nabuzowanej elektrycznością błyskawicy, która ciśnięta przez Dziamdziaka wbiła się właśnie w ścianę tuż nad głowami hofsowiczek, coś zaczęło się dziać... Z głośnym chrupnięciem po ścianie zaczęło się rozchodzić pęknięcie, które po osiągnięciu kilku centymetrów szerokości zaczęło emanować złotawym światłem. Ten blask zdawał się jeszcze bardziej przyspieszyć niszczenie ściany, która w kilka chwil zmieniła się w okrągły, mieniący się portal. Zdawało się, że ta nowa konstrukcja zrobiona jest w pełni z mgły i chmurek, sprawiając, że ciężko było określić co znajduje się po drugiej stronie portalu.

    Candy stwierdziła zadowoleniem, że portal pachnie powietrzem tuż po burzy i sprawił, że poczuła się nieco lepiej.

    Hofsowiczki nie miały jednak zbytnio czasu na podziwianie magicznego tworu, bowiem nad nimi zaczęły latać kolejne błyskawice a chwilę później głośne ryknięcie zatrząsnęło ścianami podziemi.

    - Nie ma co się zastanawiać, Scyciu. Spadamy stąd. - Zarządziła klacz i nieco zatroskana wskoczyła w portal. Niestety, okazało się, że z tym "spadamy" miała całkiem sporo racji, bo skok okazał się dużo większy niż nastawiała się klacz. Przez chwilę wydawało jej się, że kopytka lądują jej na przyjemnej, ciepłej chmurce... Jednak prześlizgnęła się przez nią i zaczęła lecieć w dół bez żadnej kontroli. Czymkolwiek było to miejsce, rządziło się zupełnie innymi prawami niż świat Leśnych Dusz, a to zwiastowało niemałe tarapaty.
    - Candy

    OdpowiedzUsuń
  19. Kopyta klaczy grzmotnęły o ziemię a ich dźwięk poniósł się echem przez miasto. Klacz stęknęła głośno, gdy ból wywołany wstrząsem rozniósł się po całym ciele. Co to były za piekielne kamienie? Szybko rozejrzała się bo kamiennej dżungli w której właśnie znalazły się ze Scycią.

    - Nie wiem czy chcę wiedzieć… - Odparła tonem pozbawionym nadziei.

    Okropny huk, strzały i stęknięcia łamiących się skał zdawał się rozsadzać uszy klaczy. Czuła się jakby właśnie stanęła pod największym, najburzliwszym wodospadem jaki kiedykolwiek widział mieszkaniec HOFS. Czym było to potworne miejsce?

    Nim miała szansę poważnie zastanowić się nad odpowiedzią tuż nad czubkiem jej uszu przeleciał długo na kilkadziesiąt metrów, przypominający orkę stów. A może był to statek? Candy szturchnęła nosem Scycię, popychając ją w bramę, którą naiwnie wzięła za jaskinię.



    - Już wolałam niewidzialnego wroga Dziamdziaka. Te potwory są prawie tak wielkie jak Bóg Kowadeł! - Przerażone spojrzenie Candy zatrzymało się na Scyci. - Myślisz… Myślisz, że to stąd mamy uratować zwierzęta? - Jakby nie patrzeć wokół nich działa się apokalipsa… Jednak Candy nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ta dziwna grupa dwunogów zgromadzonych na środku ulicy była… dobra? Czymkolwiek była ta dziwna kamienna dżungla zdawało się, że Ci ludzie bronili jej przed latającymi potworami. I choć Candy szczerze nienawidziła się za tą myśl, która właśnie przemknęła jej przez myśl, to zrozumiała co było właściwym uczynkiem. Musiały im pomóc…

    Korzystając z tego, że chwilowo ukryły się przed zamieszaniem w bramie, Can zmrużyła ślepia i dokładnie przyglądała się walce. Z całego zamieszania udało jej się wywnioskować jedno.

    - Te dziwne smoki nie potrafią latać bez jeźdźca… Możemy im pomóc, jeśli uda nam się któregoś strącić. - Powiedziała do Scyci.

    Może i Candy nie była najmądrzejsza ani najodważniejsza jednak niczym chmurka potrafiła bardzo dobrze jedną rzecz - dostosować się do sytuacji, nie ważne jak absurdalna by ona była.
    - Candy

    OdpowiedzUsuń
  20. Siwa klacz skinęła łbeb i ruszyła biegiem za Scycią. Cała ta sytuacja również ją przerażała, jednak coś w głębi jej cyjankowego móżdżku podpowiadało jej co robić. Jakgdyby jakimś dziwnym trafem, już była w takiej sytuacji... Jakby to wszystko było dziwnie znajome. "Pewnie widziałam coś podobnego w jednym w moich dziwnych snów." pomyślała sobie i zbyła te myśli.

    - Teraz! - Krzyknęła wybijając się do skoku, kiedy razem z rudą wilczycą znalazły się już tuż obok dziwnego smoka. Scycia wylądowała pierwsza i kierowana intuicją przegryzła pas, który trzymał obcego na swym siedzisku. Candy natomiast z impetem uderzyła dziwnego stwora łbem i cały jej ciężar wystarczył by istota spadła ze swojego pojazdu i zatrzymała się na pobliskim samochodzie. Candy tymczasem sama roztrzaskała się o metalowego smoka i próbowała ustawić swoje patykowate nóżki tak, żeby przypadkioem ich nie połamać.

    Zanim obie hofsowiczki zdołały się otrząsnąc i wymienić cokolwiek ponad uśmiech w ramach celebracji sukcesu zdarzyło się coś dziwnego. Nad ich głowami zajaśniało złote światło i kiedy zerknęły w górę dostrzegły znajomy widok tęczowego stworka na chmurce machającego do nich przez otwarty portal.

    - Hej, hej! Pomyliłyście wszechświaty gamonie!- Zakrzyknął do nich uradowany Dziamdziak, jak gdyby wcale nie znajdowały się w środku pola bitwy a ich przyjaciel przed chwilą nie musiał pokonać jakiejś niewidzialnej, koszmarnej bestii. Mimo wszystko widok chmurkowego stworka zmotywował Candy by jak najszybciej wynieść się z tego miejsca.

    - Szybko, musimy jakoś dolecieć do portalu. Czy myślisz...? - Siwa nie musiała nawet kończyć zdania, bo Scyci najwyraźniej było równie śpieszno na Stefanową Polankę. Złapała w zęby dziwne wodze, przywdziane do metalowego smoka i szukając wygodnego miejsca dla swych łapek całkiem przypadkiem powciskała odpowiednie guziki. Ich pojazd wystrzelił w górę kierując się prosto na złoty portal. Candy krzyknęła przerażona i przytuliła się mocno do Scyci swymi kopytkami.

    Niczym spadająca gwiazda wystrzeliły przez niebo i prosto przez magiczny portal. Dziamdziak musiał odskoczyć swoją chmurką na bok, bo inaczej zostałby stratowany przez dziką metalową bestię. Pozostawał tylko jeden problem... Jak się z tego smoka ewakuować?

    - Tam! - Krzyknęła Candy dostrzegając chmurkową trampolinę wyczarowaną na ziemii przez Dziamdziaka. - Musimy skakać!

    Scycia, być może kierowała się intuicją a może odkrywała w swej podświadomości wspomnienia smoczego jeźdźcy, jednak wiedziała, że zanim skoczy musi zakręcić metalową bestię i odesłać ją do domu. Na terenach hofs nie było miejsca dla tego monstrum. Przekręciła wodze kompletnie do lewej strony po czym naśladując siwą klacz zeskoczyła na chmurkową trampolinę. Delikatna miękka chmurka w tym świecie otuliła obie hofsowiczki amortyzując ich upadek. Czując opuszczający je stres i opadającą adrenalinę obie przyjaciółki roześmiały się głośno odbijając się na chmurce.

    Ich wzrok na chwilę zatrzymał się na metalowym smoku, który w międzyczasie zawrócił w locie i po chwili zniknął w złotym portalu.

    - Candy

    OdpowiedzUsuń

©Technologia blogger. Credits
Współpraca