Opowieść tej dość pechowej postaci zaczyna się w odległej krainie, która w chwili obecnej już nie istnieje, zniszczona przez ludzi, którzy odebrali ziemie dzikim, wspaniałym i przede wszystkim wolnym pegazom.
To był dla nich raj na ziemi, idealne tereny do swobodnych galopów, wysokie góry do długich i przyjemnych lotów, chłodne strumyki, wielkie, malownicze jezioro no i oczywiście jaskinie, gdzie pegazy nocowały. Życie małej Schanel było idealne, kolorów. Pełne radości i bez trosk. Miała wielu towarzyszy, stado liczyło ponad trzydzieści koni.
Pewnego dnia jednak rozpadło się nie wiadomo jak i dlaczego… Być może z powodu ludzi, którzy wkroczyli na ich tereny. Być może z powodu kłótni pomiędzy ogierami. Tego nie wie nikt.
Schanel uciekła z matką, którą niestety pojmali ludzi Od tej pory była zdana na siebie, była kompletnie bezbronna.
Liczyła sobie niespełna trzy lata i cały jej dotychczasowy, idealny świat runął. Nauczyło to ją jednak wytrwałości i pokory, a spotkanie z wielkim, leśnym trollem odmieniło całe jej życie na zawsze.
Zaatakował ją właściwie bez powodu i zanim Szynka* w ogóle się zorientowała, jej skrzydła zostały bezpowrotnie i beznadziejnie uszkodzone.
Długo szukała lekarstwa lub istoty, która byłaby w stanie pomóc jej znów wzbić się w powietrze, ale niestety nie udało jej się kompletnie nic.
Zdana na swoje własne, patykowate kończyny przemierzała świat intensywnie szybkim galopem, co pewnego dnia doprowadziło ją do krainy, w której poznała Vvindy Shade. Klacze od razu się ze sobą zaprzyjaźniły, co zaowocowało znajomością na długie lata.
Z charakteru jest koniem normalnym, chociaż w swojej krwi zawiera odrobinę nienormalności. Tyle, że chyba każdy ma w sobie taki element, który nigdy nie pasuje do schematów. To właściwie wyróżnia od siebie wszystkie istoty żyjące na Ziemi. Przede wszystkim Schanel jest szczera, bezlitośnie wredna, ale też miła i zabawna. Czasami. Właściwie to Szynka ma swój własny humor, który według niej absolutnie nie musi bawić nikogo innego poza nią. Nigdy jakoś szczególnie nie przejawiała aspołeczności, ale też nigdy nie było jej wszędzie pełno. Po prostu starannie dobierała sobie towarzystwo, aby później nie zawieść się na nikim. Jest bardzo tolerancyjna, potrafi znieść dosłownie wszystko. Dość silnie psychiczna, nie łatwo doprowadzić ją do łez czy też załamać jakimiś gierkami. Czasami jednak jak każda żywa istota ma swoje gorsze dni i wtedy najlepiej w ogóle zostawić ją w spokoju, bo tak byłoby bezpiecznie dla wszystkich.
Schanel jest koniem dość osobliwym jeśli o wygląd i umaszczenie chodzi. Brudny kasztan, bardzo ciemna maść mieniła się zawsze bajecznie w promieniach słońca, nieco przydługa grzywka opadła jej bezwładnie na intensywnie granatowe i całkowicie unikalne, przenikliwe ślepia, a gęsty ogon zawsze w biegu śmiesznie wyznaczał koniec jej długiego ciała. Była całkowicie brązowa, na jej ciele nie było żadnej białej plamki, żadnej odmianki na pysku czy na nogach. Obłe uszy niemal jak u araba miały swój charakterystyczny kształt, który pozwalał na rozpoznanie Schanel już z daleka. Mocne, czarne kopyta ulokowane na końcach patykowatych, ale i umięśnionych nóg pomimo tego, że już trochę zniszczone biegiem nadal pełniły swoją funkcję tak jak miały to robić, a skrzydła, chociaż złamane, cały czas dodawały klaczy uroku. Były piękne, cudowne, najlepsze na świecie, ale co z tego miała Schanel, skoro nie mogła ich w pełni używać? Czasami udało jej się przelecieć jakiś kawałek, ale zawsze kończyło się to łzami w jej ślepiach z powodu bólu zarówno fizycznego jak i psychicznego. To był jej najsłabszy punkt… skrzydła.
Szynka nie ma żadnych magicznych zdolności, jest po prostu zwykłym pegazem. W jej rodzinie nigdy nie było magii, a nawet jeśli była, to tak dawno temu, że nikt już tego nie pamięta. Nigdy nie odczuwała jakiejś specjalnej potrzeby posiadania magicznych umiejętności, było jej to w życiu zbędne. Oczywiście z jednym wyjątkiem… skrzydła.
Pewnego dnia jednak jej los zupełnie się odmienił. Pewien ogier pokazał jej nowy sens życia, zupełnie wolny od bólu, wolny od cierpienia. Niestety sens ten miał swoją cenę w życiu realnym, jednak czy Schanel nie wycierpiała już w swoim życiu wystarczająco dużo?
Tennant pokazał jej żółte kwiatki, po których spożyciu klacz
przenosiła się do zupełnie innego świata, w którym nadal niestety nie mogła
latać, ale przynajmniej nic ją nie bolało. Ceną za brak bólu było to, że nie
była do końca trzeźwa umysłowo. Była po prostu porządnie naćpana, ale i tak
postanowiła kroczyć w ten sposób przez życie.
(na szczęście kwiatki nie były toksyczne i poza lekkim nieogarem klaczy nic nie groziło).
(na szczęście kwiatki nie były toksyczne i poza lekkim nieogarem klaczy nic nie groziło).
[Puszkin to zrobił <3]
Stefanowa Polanka faktycznie wyglądała tego dnia wyjątkowo opustoszale. Od czasu zniknięcia Scyci większość mieszkańców stada zajęta była poszukiwaniami. Jednak nie dotyczyło to pewnej kasztanowatej klaczy. Zresztą nikt nawet nie wpadł na pomysł by poprosić niemą klacz o pomoc. Dlatego też tego popołudnia Armia drzemała sobie w najlepsze skryta w cieniu krzewu o żółtych kwiatach, który właśnie zamierzała splądrować intruka.
OdpowiedzUsuńWybudziwszy się ze snu słysząc kroki, Armia strzygnęła uchem i zmrużyła zielone ślepia. W jej umyśle panowała właśnie zacięta walka, podczas kiedy klacz próbowała wymierzyć idealny moment do ataku. Jeszcze chwila... Jeszcze moment...
I wtedy niczego niespodziewająca się Szynka potwierdziła swoją pozycję przemawiając do swych ukochanych kwiatków.
Kopyta Armii wystrzeliły w górę, mijając pysk intruza z obu stron o milimetry. Kasztanka kwiknęła i chwilę później stała obrócona o 180 stopni z wrednym pyskiem skierowanym w stronę Schanel. Sapnęła jeszcze kilka razy, żeby wyrazić swoje głębokie niezadowolenie z faktu, że jej drzemka została przerwana i czekając niecierpliwie aż pegazica ucieknie w popłochu.
Niestety Schanel nie znała Armii i ten krótki trik mający wystraszyć intruzkę mógł wcale nie przynieść tak dobrych efektów jak na tubylcach.
/ Armia
Kwiatki? To słowo przez chwilę odbijało się echem po pustej czaszce Armii. Takiej odpowiedzi na swój atak nie dostała tak dawno, że sama na dobrą chwilę zbaraniała i zaczęła się zastanawiać czy to przypadkiem jej przeciwniczka nie jest tylko jakimś chmurkowym omamem.
OdpowiedzUsuńKasztanka parsknęła kiwając kilkukrotnie łbem i zastanawiając się co też właściwie z tym fantem zrobić. Jasnym było, że Schanel się nie boi a strach był tym co Armia najlepiej umiała sprocentować. Mimo wszystko kulawa klacz nie mogła sobie pozwolić na zbyt wyczerpujące odstraszanie natrętów.
Błysnęła bielmem oka po raz ostatni lustrując sylwetkę pegazicy po czym ruchem łba zasugerowała by intruzka podążyła za nią. Sama ruszyła w stronę Prastarej Sosny krokiem na tyle dziarskim na ile pozwalała jej kulawizna. Zerknęła jeszcze wstecz, aby upewnić się, że Schanel nie próbuje żadnych numerów.
/ Armia
Armia prychnęła pogardliwie na jojczenie Schanel odnośnie kwiatków. No tak, rosły sobie na krzaku i co w związku z tym? Jeszcze do tej pory nikt nie odczuwał potrzeby budzenia jej, tudzież zbliżania się na odległość mniejszą niż kilkadziesiąt metrów żeby zrywać jakieś kwiatki.
OdpowiedzUsuńNie zważywszy więc na marudzącą pegazicę Armia nie zwolniła kroku aż do momentu kiedy znalazły się pod samym Stefanem. Zatrzymawszy się kasztanka zerknęła na nieznajomą, której wzrok utkwiony był w jej zadku. Klacz strzygnęła uszami wielce tym faktem obruszona i jak na zawołanie piorunu na jej zadku strzeliły wesoło niczym policzki szczęśliwego Pikachu. Niech to posłuży intruzce za ostrzeżenie, skoro kopyta nie wywarły na niej żadnego wrażenia.
Wydawszy z siebie kolejne kwiknięcie Armia wycedziła solidnego kopniaka prosto w pień biednego Stefana, wprawiając w ruch powieszone na sośnie tabliczki. Naturalnie pomiędzy wszystkimi bezużytecznymi informacjami takimi jak gdzie się znajdują i żeby uważać na Trufle kasztance chodziło o bardzo specyficzną tabliczkę. Przekreślone "NIE DOKARMIAĆ ARMII." było tytułem, który ktoś dość niezdarnie przemalował na "NIE ZBLIŻAĆ SIĘ DO ARMII."
Właściwie to Armia nie umiała czytać i nawet nie wiedziała co dokładnie HOFSowicze napisali na tabliczce, ale wiedziała, że to najlepsza szansa na przekazanie natrętnej pegazicy żeby zostawiła ją w spokoju. Co też skarogniadą napadło z tymi kwiatkami?
/ Armia, która nie narysowała tylko pokolorowała arcik z KP XD
Armia zarzuciła łbem, demonstrując tym samym zadowolenie z czytelniczych umiejętności nieznajomej. Chociaż... Nie zaczepiać? Naprawdę ze wszystkich możliwych tabliczek musieli wystawić jej właśnie taką? Chyba będzie musiała umówić Hofsowiczów na bliskie spotkanie ze swymi kopytami, skoro uważają, że "nie zbliżanie się" do niej jest wystarczającą przestrogą.
OdpowiedzUsuńKasztanka już miała z zadowoleniem wrócić pod ozdobiony żółtymi kwiatkami krzak i kontynuować swoją drzemkę, kiedy to jej mały móżdżek pojął, że niewzruszona nieznajoma właśnie zmierzała w tamtym kierunku. Zielone ślepia błysnęły wściekle podczas kiedy Armia zastanawiała się czy Schanel bardziej niemiłe jest życie czy też raczej ma jakieś problemy z pojmowaniem informacji.
Armia ruszyła za Szynką rączym kłusem. Szyję wygięła w łuk obniżając tym samym łeb do pozycji w której musiała wyglądać niczym prawdziwa czterokopytna artyleria. I wtedy, kiedy już miała wyłączyć ostatnie szare komórki i skupić się wyłącznie na spuszczaniu Schanel porządnego manta po raz pierwszy dostrzegła nienaturalność z jaką pegazica poruszała swoimi skrzydłami. Lekkie powłóczenie, minimalnie zachwiana równowaga ciała, przydeptywanie końcówek piór.
Jesteś taka jak ja... przemknęło przez myśl burzliwej klaczy. Momentalnie przeszła do stępa a jej zielone oczy po raz pierwszy spojrzały w stronę Schanel w dużo łagodniejszy sposób. Zatrzymała się o kilka stóp przed przeżuwającą kwiatki klaczą i zadreptując nerwowo z kopyta na kopyto zebrała się na odwagę by szturchnąć skrzydło skarogniadej.
/ Armia
Takiego obrotu sprawy ruda się nie spodziewała. Odkąd pojawiła się na terenach stada dość pacyfistycznie nastawieni Hofsowicze dawali jej się ustawiać po kątach bez większego oporu. Mieszkańcy Stefanowej Polanki zdawali się przekładać swoją wygodę i święty spokój ponad stawianie oporu burzliwej klaczy.
OdpowiedzUsuńArmia wybałuszyła ślepia na pegazicę i nawet cofnęła się o krok... Nie żeby się bała, to tak na wszelki wypadek. A przynajmniej tak sobie to wyjaśniała we łbie, żeby nie wyjść na kompletnego tchórza. Wtem jednak stała się rzecz jeszcze bardziej niespodziewana i pegazica tak jak zaczęła kwiczeć tak i zaczęła uciekać.
Minęła chwila nim Kasztanka przeanalizowała całą tą falę sprzecznych informacji, jednak koniec końców instynkt tyrana zwyciężył. Jej ofiara uciekała a to oznaczało, że miała teraz idealną wymówkę by ruszyć w pogoń i spuścić Schanel porządne manto. Nastał czas by zrobić to, co Armii wychodziło najlepiej...
Klacz strzeliła ogonem jak z bicza i rzuciła się galopem za biedną Szczynką, okazując przy tym tyle samo gracji co jej ofiara. Przednie kopyto wciąż dawało się we znaki i klacz utykała dość mocno, zwłaszcza kiedy narzucała sobie tak szybkie tempo. Nie mogła jednak przewidzieć tego, że pegazica zaliczy błotną glebę, a nawet jeśli wyhamowanie na czas byłoby niemożliwe.
Głośnym kwiknięciem Armia zasygnalizowała obicie swych przednich nóg o jadące po ziemi ciało Schanel i sama runęła jak długa na ziemię. Kilka koziołków dalej udało jej się w końcu zatrzymać, podnieść do pozbawionej gracji pozycji siedzącej i głośnym parsknięciem wysmarkać sporą ilość błota z nozdrzy.
Pod głęboką warstwą błota pioruny na jej zadku trzaskały wesoło.
/ Armia
Armia wlepiała swoje spojrzenie w Szynkę, która wciąż trzymała w pysku gałązkę z żółtymi kwiatkami. Co też tej klaczy odbiło na jej punkcie? Może skarogniada była efektem choroby truflowej... Jakimś przemienionym w pegaza gołąbkiem, który szukał swojej gałązki oliwnej?
OdpowiedzUsuńTa chwilowa dystrakcja kasztanki była wszystkim czego pegazica potrzebowała, żeby odwdzięczyć się pięknym za nadobne i Armia bardzo szybko wybudziła się z zamyślenia, kiedy otrzymała porządnego kopniaka w klatę. Tego było zbyt wiele... Kasztanka momentalnie dźwignęła się z ziemi i podreptała w stronę kąpiącej się w błocie Szynki. Skoro pegazica nie bała się bójki nastał czas wypróbowania kolejnej taktyki. Korzystając z faktu, że Szynka właśnie narzekała pod nosem, Armia chwyciła gałązkę wystającą z pyska intruzki. Szybko odskoczyła na bok wraz ze skradzionym zielskiem i posłała Schanel wymowne spojrzenie. Albo ta zacznie wyjaśniać skąd się wzięła i dlaczego czuje się w pozycji do stawiania warunków, albo jej ukochane kwiatuszki skończą w brzuchu burzliwej klaczy.
Krótkim kwiknięciem spróbowała zmotywować Schanel do wytłumaczeń i jakby chcąc udowodnić, że nie blefuje podniosła łeb w górę trzymając koniuszek gałązki pomiędzy obnażonymi zębami. Jeden fałszywy ruch ze strony pegazicy i gałązka zniknie w gardzieli Armii.
/Armia
Armia nie miała pojęcia o żadnym z potencjalnych skutków ubocznych zjedzenia żółtych kwiatków. Jej mały móżdżek spodziewał się tylko jednej, jedynej możliwości rozwoju sytuacji. Takiej w której Szczynka, która ewidentnie przepadała za smakiem żółtych kwiatków, za wszelką cenę próbuje powstrzymać kasztankę przed zjedzeniem dziwnego chwasta i żeby to uczynić wyśpiewuje Armii skąd przybyła i czego w ogóle chce.
OdpowiedzUsuńSzczęście wypięło się jednak na Armię kompletnie i burzliwa klacz musiała improwizować.
Zamachnąwszy się łbem do góry, rozdziawiła paszczę co skutkowało sprawnym połknięciem kwiecistej gałązki. I wtedy stała się rzecz niesłychana. Przednie kopyta rozjechały się Armii na boki a klacz zaczęło zwyczajnie cofać. Jak jednak wiadomo, konie nie były obdarzone możliwością puszczenia pawia i zamiast tego kasztanka wydała z siebie głośne czknięcie.
Czknięcie, któremu chwilę później towarzyszyło kolejne.... I kolejne. Nico przestraszona zerknęła ku zdradzieckiej intruzce, zastanawiając się czy skarogniada jest jakąś potworną znachorką, która miała zamiar przywrócić na HOFS chorobę truflową i wtedy, patrząc na oblepioną błotem Szynkę dostrzegła po raz pierwszy jak piękna jest pegazica. Błotko powoli spływające po jej długich nogach podkreślało ich smukłość, przebijająca się przez warstwę błota latarnia na jej głowie nadawała jej pysku rasowej godności. Armia zaśmiała się sama do siebie i człapiąc przez błotko podeszła do Schanel ze stuprocentowym bananem na pysku. Powoli, wręcz bardzo powoli, choć jej wydawało się, że zrobiła to zawrotnie szybko nachyliła się nad pegazicą i cmoknęła ją ubłoconymi chrapami w sam środek czoła.
A potem czknęła.
- Armia, której bardzo podoba się nowy wygląd Szczynki.
Kasztanka zamrugała kilkukrotnie, strącając przy tym resztki błota z powiek. Choć w dalszym ciągu stała w błotku po kolana czuła się jakby leciała... Hen wysoko nad polanką, albo ponad przeszkodami jak za starych lat na parkurach. Dawno, kiedy jej noga była całkiem zdrowa i nie bolała cały czas.
OdpowiedzUsuńZaraz, zaraz...
Pioruny na jej zadku musiały chyba dosięgnąć jakimś cudem mózgu, bo coś nagle zaskoczyło i Armia uświadomiła sobie, że ból w okolicy kopyta zniknął. Zaskoczona wybałuszyła ślepia na pegazicę i nagle zrozumiała dlaczego intruzka tak łapczywie rzuciła się w stronę krzaka o żółtych kwiatkach.
Niestety haj, który był skutkiem ubocznym tychże kwiatków nie sprzyjał utrzymywaniu koncentracji i Armii szybko wyleciało ze łba co właśnie udało jej się odkryć. Skupiła się natomiast w pełni na kąpieli. Kiwnęła potwierdzająco łbem na pytanie Szczynki i wskazała drugi koniec polanki, gdzie majaczył początkowy skrawek obszernego jeziora. Przebierając nogami Armia ukazała swoją gotowość by ruszyć w tamtym kierunku... A następnie bardzo głośno czknęła.
Kkasztanka skrzywiła się na sugestię o mordowaniu. Sama by tego tak nie nazwała. Przecież to pozostali ciągle próbowali zamordować jej święty spokój. Ona się jedynie broniła. Kiwnęła jednakoż łbem na znak, że nie jest jedynym mieszkańcem tej okolicy i wskazała na Stefana i jego tabliczki.
Prawdopodobnie w tym czasie zaczęły już powoli dreptać w stronę jeziora. Błotko schło całkiem szybko, pomimo niskich temperatur i wywoływało mało przyjemne, swędzące uczucie, które jeszcze mocniej stymulowało dokuczającą Armii czkawkę. Skutek był taki, że kiedy Schanel zapytała dlaczego właściwie kasztanka nic nie mówi Armia otworzyła pysk by zademonstrować swoją niezdolność do wydawania dźwięków wydała z siebie jedynie obfite czknięcie.
- Armia
Armia doczłapała się do jeziorka i bez większego problemu zanurzyła się od razu praktycznie po sam brzuch. Odkąd tylko nabawiła się ochwatu przez nieuwagę ludzi zimna woda była jej najlepszym przyjacielem. Nic nie było w stanie uśmierzyć bólu, który dokuczał kasztance lepiej spora doza lodowatej wody. Zaprawiona w boju z lubością przyjęła dreszcze, które przebiegły po jej plecach i chwilę później dała kompletnie nurka pod wodę. Wynurzyła się chwilę później, łapiąc głęboki oddech a następnie wydając z siebie ostatnie czknięcie.
OdpowiedzUsuńOrzeźwiona i ubłocona kasztanka musiała sobie w duchu przyznać, że nie czuła się tak dobrze od lat. Ból w kopycie był praktycznie nieodczuwalny. Wychodząc z zimnej wody Armia rzuciła podejrzliwe spojrzenie Schanel, bo przecież mimo wszystko dalej nie wiedziała kim ta dziwna znachorka jest i czego w ogóle chce. Ale hej, te całe kwiatki chyba nie były trucizną, skoro pegazica sam je pałaszowała, więc może nie będzie tak źle? Zresztą prędzej czy później muszą się pojawić hofsowicze i wyjaśnić całą sprawę.
Zapytana skinęła jedynie w odpowiedzi i zrobiła nieco zakłopotaną minę. Bo właściwie jak miała wyjaśnić komuś, że nie umie mówić. I że tak właściwie to została porwana z innego świata i po pojawieniu się na Stefanowej Polance ni stąd ni zowąd na jej zadku pojawiły się niczemu nie służące błyskawice a zniknęła umiejętność mowy. Uśmiechnęła się krzywo w stronę Szczynki i w tym całym zakłopotaniu pozwoliła nawet zbadać swoje kopyto.
I nagle w jej głowie pojawił się pewien pomysł. Uradowana wizją ułatwionej komunikacji przekłusowała nawet kilka kroków w stronę jeziora i złapała w zęby najdorodniejszą łodygę tataraku. Z niemałym trudem wyrwała pałkę i wróciła na małą plażę, na której zostawiła Szczynkę. Wyposażona w najbardziej niekonwencjonalny ołówek na świecie nabazgrała na piasku umowny piktogram człowiek a następnie odsunęła się o krok.
- Armia