Uwaga niniejsza notka może zawierać treści powszechnie uważane za erotyczne, jeśli nie masz ukończonych 18 lat nie czytaj!!!
Opierając łapę na kamiennej ścianie targnąłem obolałe cielsko do góry. Paraliżujący ból przeszył cały mój organizm uniemożliwiając podjęcie próby wykonania jakiegokolwiek ruchu... padłem na kolano opierając się łapami by nie złożyć pocałunku najbliższej mi w tej chwili ziemi.. Nie miałem pojęcia gdzie jestem, ani gdzie są moi bracia, czy nadal żyją?. Zaciskając łapska w pięści równocześnie z zębiskami jęknąłem głośno z bólu podnosząc się z gleby i ruszyłem w stronę wyjścia. Wyciągając prawą łapę przed siebie chwyciłem za jelenią skórę która zasłaniała wejście do jaskini, mocnym pociągnięciem w dół zerwałem skórę i opierając się bokiem o łuk w pierwszej chwili pomyślałem, że umarłem gdyby nie ten ból... Był późny wieczór, na niebie zaczęły ukazywać się już pierwsze gwiazdy. Skupiając mocno wzrok przed sobą ujrzałem tętniącą życiem polanę. Ogromna wataha wilków jak i wilkołaków zajęta była swoimi sprawami, wilkołaki ze względu na swoje gabaryty i siłę budowały schronienia i oprawiały upolowaną zwierzynę, wciągając nozdrzami sporą ilość powietrza w płuca ułożyłem jedną łapę na brzuchu i wolnym krokiem ruszyłem przed siebie rozglądając się z zaciekawieniem dookoła. Przechodząc obok grupy osobników spotkałem się z wyjątkowo ciepłym przywitaniem, subtelne uśmiechy, skinięcia łbami w moją stronę. Odwzajemniłem się tym samym kierując zmęczone cielsko ku przemawiającej w oddali postaci. Idąc przed siebie spostrzegłem, że zrobiło się niepokojąco cicho.. wszystko było czarne a z mego ciała zniknęły opatrunki.. -Salv... -usłyszałem. -Salvatore... -Powtarzające się słowa kilkukrotnie. -Jesteś sam... saaam... Urywające się zdanie ukazało zmierzającą w stronę mojego łba rękojeść włóczni, poczułem jakby czas zwolnił by dać mi sekundę na reakcję. Zaciskając łapę w pięść i napinając mięśnie przedramienia zasłoniłem łeb... Uderzenie było tak silne, że zamieniło włócznie w drzazgi. Chwile później przedemną pojawiła się postać była niewyraźna, w oka mgnieniu obnażyłem kły i z głośnym charkotem machnąłem łapą w stronę postaci która rozpłynęła się jak mgła... po czym ponownie przybierając postać wilka doskoczyła do mnie i dziwnym ostrzem uderzyła mnie prosto w serce... -Powinieneś wypoczywać, straciłeś sporo krwi..- Głośno wymruczane słowa dobiegające z naprzeciwka wybudziły mnie z dziwnego „snu” zastrzegłem uszami otwierając szeroko zdrowe oko, rozpoznałem sylwetkę Lykana który wyraźnie badał mnie wzrokiem z nieukrywanym grymasem na pysku -Och.. wybacz moje zachowanie, na imię mi Armanii i jestem jednym z Medyków w watasze..- Przedstawianie się samca nieoczekiwanie przerwała wyłaniająca się zza jego pleców wysoka, o lekko szerokich biodrach i mocno zarysowanej tali, spory „top” i szerokie ramiona, sierść szara mieszana z białą o średniej długości delikatnie szarpaną przez wiosenny wiatr. Ze smuklego pyska wydostały się bardzo ciepło brzmiące słowa. -Witaj Synu nocy, jestem Emerald.. przywódczyni tego stada. Mam nadzieję, że dzięki moim medykom czujesz się lepiej- Wyszeptała podchodząc do mnie bliżej oglądając opatrunki które miałem na sobie założone, wskazując łapą dalsze części terenów zaproponowała dokładne zapoznanie się z najbliższym otoczeniem. Skinąłem lekko łbem przepuszczając Przywódczynie jako pierwszą. Poruszając dość mocno ogonem na boki Lykanka doprowadziła mnie do spiżarni informując iż w tym miejscu gromadzone są wszelkie zapasy i nie ma potrzeby rozdzielać zwierzyny na racje gdyż tutejsze tereny obfitują w pożywienie. Następnym punktem było miejsce szkoleniowe w którym uczono młode osobniki polowania na różne gatunki zwierząt. Ułożyłem łapę ponownie na brzuchu czując ponownie narastający ból, zatoczyłem się lekko i starając się zamaskować swoją niezdarność przeprosiłem sugerując, że to zmęczenie... Machnąwszy ogonem poczułem dziwny zapach, woń która skojarzyła mi się z czasami gdy byłem szczeniakiem.. -Macie tutaj konie?- Głośny pomruk wydostał się z mojej gardzieli, spojrzałem na Lykankę która nie kryjąc uśmiechu wskazała palcem miejsce z którego dochodził ów zapach. -Hodujemy konie już od kilkunastu dobrych lat, moi rodzice przegonili stąd ludzi dziesięciolecia temu... konie są podarowywane najambitniejszemu wojownikowi.- Podchodząc do ogrodzenia wyciągnąłem łapę przed siebie, robiąc to wolno ułożyłem łapę na pysku gniadej klaczy wolno przesówając się w górę do czoła. Spokój ogarniający całe ciało udzielił się również zwierzęciu doprowadzając spokojną klacz do ziewania. Sekundę później słysząc głośny hałas dobiegający z padoku obok mój wzrok przyciągnął kary koń... piękny postawny, na pysku długa prosta latarnia, długa falowana grzywa, obie zadnie nogi zdobione białymi plamami. -Rany..- Szepnąłem wpartując się w szalejące zwierzę. -Ten? To Nightmare, bądź pewien, że zabije Cię gdy tylko wyczuje od ciebie myśl o chęci okiełznania go..- Lykanka zaśmiała się pod nosem odchodząc od ogrodzenia i zwracając się w stronę groty gdzie przesiadywali Medycy. Odsuwając zmęczone cielsko od ogrodzenia gdzie stała niezwykle pieszczotliwa klacz usłyszałem pełne entuzjazmu -Salek!- sierść zjeżyła mi się na karku a fala wściekłości poniosła się wzdłuż kręgosłupa, zaciskając kły z całych sił chwyciłem nadchodzącą Waderę za sierść na karku i przygniotłem do pobliskiego drzewa. Widząc to pobliskie Wilkołaki podbiegły w moją stronę lecz na sygnał Przywódczyni odpuściły bacznie nas obserwując. -Nie wtrącamy się w sprawy innych, jeśli ta dwójka ma coś do załatwienia to niech tak będzie..- Warknęła Emerald skupiając wzrok na podwładnych. -Jakim prawem śmiesz mówić do mnie jak moi bracia?!- Uniosłem ton głosu zbliżając pysk do Wadery.. -S..Salvatore wybacz mi prosz.. proszę, to było dla Twojego dobra...- Wilczyca zaczęła się szamotać starając się wziąć głębszy oddech, przycisnąłem ją mocniej do drzewa... wystarczyłby jeden ruch by pozbawić ją życia.. domagało się iście moje cielsko. Wolną łapą zerwałem z łba opatrunek ukazując Samicy z którą się wychowałem co ta „dobroć” mi zrobiła.. -Zobacz jak ja przez Ciebie wyglądam... a co gorsza przez Ciebie nie żyje większość mojej rodziny i przyjaciół, wydałaś ich jakby byli dla Ciebie nikim- Słysząc żywą dyskusję od osobników które obserwowały całe zdarzenie, odsunąłem Waderę od drzewa i odrzuciłem w bok. -Śmierć to dla Ciebie zbyt mało- Odchodząc od zbiorowiska zrobiło mi się słabo, ziemia zaczęła mocno wirować a kłujący ból zaatakował brzuch, chwytając za opatrunek i dociskając do siebie podbiegła do mnie Emerald, biorąc mnie pod łapę jedyne co pamiętam to krzyk.. -Meeedyykk.--Czy nic Jemu nie będzie?- Usłyszałem majaczący głos Kiby. -Zrobimy wszystko co tylko się da aby go uratować- Mruknął Armanii uciskając moją ranę. Odruchowo przytrzymując łapę Lykana obróciłem się na bok zaczynając wymiotować krwią.. -Jest rozpalony- Szepnął ktoś inny. -Wyrzućcie stąd dzieciaka..- Mruknąłem przez zaciśnięte kły patrząc na Kibę, by po chwili przenieść wzrok na Emerald -Proszę..- Samica szybko szarpnęła się z miejsca i złapała młodego pod brzuch wybiegając z jaskini, gdy wróciła zaczepił ją Armanii mówiąc coś o szyciu i zamieniając się miejscami z Przywódczynią wyskoczył z jaskini pędząc w tylko jemu znanym kierunku. Kilka minut później gdy Lykan wrócił trzymając w łapie małą skórzaną torbę podszedł do Emerald i wyciągnął z niej włókna roślinne i kilka szpil, zachodząc mnie od boku chwycił za ramiona i podniósł do pozycji siedzącej. Przykucając naprzeciw mnie sięgnął łapami do mojego podbrzusza, widząc to lekko się wzdrygnąłem. -Armanii słuchaj nic do Ciebie nie mam, ale jeśli chodzi o tamto miejsce to wolałbym aby zrobiła to przedstawicielka płci pięknej gdyż inaczej odbieram świadome zadawanie bólu.- Wyszeptałem patrząc na Samca lekko zblazowany. Wilkołak spojrzał na mnie zdziwiony a na jego pysku zaczął pojawiać się grymas niezadowolenia.. -Przejmujesz się że nakręcisz się przez ból? Jakoś sobie z tym poradzę..- Mruknął uśmiechając się pod nosem wzruszając ramionami. -Ja to zrobię- Mruknęła Emerald sięgając po wszystkie rzeczy od przyjaciela. -Co?!- Zaskoczony uniosłem głos a uszy na moim łbie rozjechały się na boki, czułem jak mój pysk robi się ciepły, miałem ochotę zapaść się pod ziemie by nikt nie musiał mnie oglądać... Dając chwilę wszystkim by wyszli czule patrzyła się na mój pysk. -Możesz przestać patrzeć się tak na mnie proszę?- Siadając wygodniej przesunąłem łapy lekko do tylu na legowisku zrobionym z kilku grubych skór, gdy tylko ułożyłem się ostatecznie poczułem jak ciepłe powietrze wypuszczane nozdrzami rozchodzi się po moim brzuchu, westchnąłem głośno gdy kły dotknęły mojego ciała zachaczając o opatrunek powoli zrywając go ze mnie... materiał odrywający się od ran powodował niemałe sensacje. -Dobrze Ci?- Wyszeptała przytykając jęzor do rany która znajdowała się zdecydowanie najniżej... Co to jest do cholery w ogóle za pytanie? Zapytałem sam siebie cały czas walcząc z okropnymi myślami które intensywnie atakowały moje neurony, Em położyła swoje łapy wygodnie na moich udach, jęzorem czule i dokładnie przesuwała po podbrzuszu dbając o to by każda rana była czysta a każdy neuron w mózgu poddał się pierwotnemu instynktowi, zamknąłem ślepia wiedząc, że jestem podpuszczany i nie wiedziałem czemu to ma służyć... ciekawe by było jak jej... -Aaaa Emer.. Emerald może przejdźmy już do szycia C-co?- Mruknąłem nie wierząc, że prawie bym poległ.. skup się Salvatore skup się.. -Oczywiście po to tutaj jesteśmy tak?- Wyszeptała czułym głosem oblizując pysk i szykując igły do działania... minęła może jakaś godzina do czasu aż Lykanka nie wstała będąc wyjątkowo dumna ze swojego dzieła. Skinąłem łbem ze wdzięczności, że przetrwałem tą próbę nerwów. Em podeszła jeszcze do mnie nachylając się do mego ucha i szepnęła -Ja zostawię Cię teraz samego więc nie szalej za bardzo dobrze?- Zaśmiała się głośno opuszczając grotę.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz